Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for the ‘Publicistik’ Category

Tymi dwoma krótkimi słowami można podsumować Dzień Monarchii, który świętowaliśmy 14. lipca. Zakończył on bowiem w pewnym sensie pierwszy okres funkcjonowania nowego ustroju, który wyznacza ramy państwa nordyjskiego od 1. lipca 2012 roku. Osoby, które w tym czasie przysłużyły się rozwojowi państwa odebrały długo wyczekiwane wyróżnienia.

Królestwo Nordii jest państwem, które od początku przechodziło wzloty i upadki, ostatecznie zawsze wychodząc na prostą. Tym bardziej cieszy fakt, że obecnie przechodzi ogromny wzrost aktywności, porównywalny z tym, jaki posiadało w pierwszych miesiącach swego istnienia. Trudno powiedzieć, czy jest to wynik wzrostu zainteresowania samych obywateli działalnością w państwie, czy też samej zmiany forum, co zawsze niesie za sobą powiem świeżości i zainteresowania nowościami. Faktem jednak jest, że aktywność udało się zwiększyć kilkukrotnie w stosunku do poziomu sprzed kilku miesięcy, a w przeciągu dwóch ostatnich miesięcy utrzymuje się ona na zauważalnie stabilnym poziomie. Jest to zdecydowanie powód do radości, ale też nowe zadanie stojące przed nordyjską społecznością, by aktywność utrzymywana była na stabilnym poziomie. Jej spadek zmniejsza również potencjał Nordii pod względem szans na zwiększenie liczby ludności. Utrzymanie tego stanu rzeczy, połączone z merytorycznymi działaniami, kreuje wizerunek Nordii jako państwa niewielkiego, ale atrakcyjnego swoją aktywnością.

Użyte w tytule hasło Monarchia trwa należy też rozpatrzeć z innej perspektywy. Owszem – nasza monarchia, nasze państwo trwa. Jednak co dalej? Państwa, które trwają w końcu zaczną chylić się ku upadkowi, ponieważ to samo grono osób nie jest w stanie bez końca generować aktywności przyczyniającej się do rozwoju. Niezbędna jest migracja ludności, niezależnie od tego czy będą przybywać nowi obywatele, czy też będą jedynie zastępować tych, którzy z jakichś powodów opuścili kraj, czy może będzie to jeden nowy mieszkaniec na pół roku, czy też kilku tygodniowo.

Królewski program sanacji państwa opiera całość przedsięwzięcia na czterech filarach: aktywności, wizerunku, repatriacji oraz promocji. Kolejność ta jest nieco inna od oryginalnej, przedstawionej w wystąpieniu do poddanych, jednak oddaje istotną rzecz. Dwa pierwsze zadania są niezbędnym warunkiem rozpoczęcia kolejnych. Z całą pewnością należy stwierdzić, że odpowiednia aktywność, co już zostało wspomniane, jest postulatem zrealizowanym, jednakże wymaga utrzymania tego, co zdołano wypracować. Kwestia wizerunku to przede wszystkim kwestia wyglądu głównej strony internetowej oraz forum dyskusyjnego. Muszą one prezentować się możliwie prosto, estetycznie, a także być zorganizowane w sposób umożliwiający niemal intuicyjne posługiwanie się nimi w celu znajdowania pożądanych informacji. Ukończenie obecnego projektu prac nad stroną i forum otworzy drogę do kolejnych etapów programu.

Repatriacja może w pewnym stopniu budzić uzasadnione wątpliwości. Czy jest sens przypominania o Nordii osobom, które raz ją już opuściły, często z dnia na dzień? Owszem sens jest. Niektórzy mieszkańcy mogli opuścić kraj, nie będąc w stanie w danym momencie poświęcić mu wystarczająco uwagi (przypadek herr Odda Iversena, który o powodach swego odejścia wyraźnie poinformował, jest tu nad wyraz adekwatny). Inni być może nie byli w stanie się wówczas odnaleźć, zaaklimatyzować się – być może jednak obecny kształt państwa i stopień jego rozwoju wyda się im bardziej atrakcyjny. Ostatnia grupa to z pewnością ci, którzy w większości zostaną jedynie zweryfikowani pod względem swojej przyszłości w Nordii, ponieważ sama idea wirtualnego państwa nie znalazła u nich wystarczającego zainteresowania, by w mikroświecie pozostać dłużej, niż zapewne w niejednej grze przeglądarkowej, na którą natknęli się w swej podróży na nasz ląd. Realizacja postulatu repatriacji jest więc zatem szansą na powrót do kraju osób, które być może zechcą podjąć tą drugą, kto wie czy nie udaną, próbę działania w Nordii.

Promocja jest tym, co od dawna stanowi problem wielu państw, nieraz spędzając sen z powiek całym sztabom ludzi zajmujących się tą kwestią. Mikronacje to idea, która zainteresowanie może znaleźć praktycznie w całym przekroju społeczeństwa. Problemem jest dotarcie do tych ludzi i pokazanie im możliwości jakie przed nimi wirtualne państwa otwierają. Faktem jest, że kwestia promocji powinna stać się przedmiotem pogłębionej debaty, co może stać się szansą na wypracowanie nowych koncepcji promocyjnych. Jednak na podstawie własnych obserwacji dochodzę do wniosku, że niedoceniany jest jeden sposób na rozreklamowanie państwa. Mianowicie przypadkowość. Ograniczając się do przestrzeni internetowej, okazją do natknięcia się nieświadomego internauty na wirtualne państwo może być wiele sytuacji. Mnie osobiście ostatnio zainteresował przypadek serwisu YouTube, gdzie niektóre pliki związane z mikronacjami, w wyniku swoich powiązań z inną tematyką spotykają się z zainteresowaniem osób spoza mikroświata. Przychodzi mi tu na myśl przypadek trizondalskiej telewizji, która, jak widać w komentarzach pod nowymi programami, trafiała także do ludzi nieświadomych tego, czym ona jest i skąd pochodzi. Najciekawszym przypadkiem na jaki się natknąłem jest słomagromski materiał filmowy, przedstawiający detonację bomby atomowej Rodan. Te kilka komentarzy pod filmem sugerowały, że osoby wypowiadające się nie miały nawet pojęcia, że dyskutują o działaniach militarno-naukowych państwa, do którego fizycznie nigdy nie będą mogli się udać.

Dlatego też sądzę, że zamiast nastawiania się na celową, zaplanowaną promocję należy zastanowić się jak można zapoznać z mikronacjami, zaintrygować nimi kogoś w sposób przypadkowy. Być może to jest klucz do sukcesu – a z całą pewnością jedna z dróg, być może równolegle podążających w kierunku, jakim jest rozwój państwa wirtualnego.

Read Full Post »

Po długiej przerwie miło jest mi przywitać szanownych Czytelników ponownie na łamach Nyheter fra Norde. Co prawda czas nie pozwala już na tak częste pisanie jak kiedyś, jednak mam nadzieję, że nowe wydania będą pojawiać się wystarczająco często, by informować społeczność międzynarodową o tym, co się w naszym kraju dzieje. A wygląda na to, że w najbliższym czasie może dziać się znacznie więcej niż w ostatnim, dość sennym okresie.

Ku nowej Nordii – reformy państwa ciąg dalszy

Po tym jak rok temu uchwalono Akt o Królestwie reformujący ustrój państwa i nadający mu instytucjonalny charakter nadszedł czas na kolejne poważne zmiany. Powracający z emigracji do swojej nordyjskiej Ojczyzny Sven Haugland rozbudził pogrążony w marazmie kraj skłaniając do większej aktywności. Obejmując urząd Lorda Gubernatora zapowiedział przywrócenie dawnej świetności Królestwa. W ramach tego projektu rozpoczęto odświeżanie wizerunku państwa poprzez zmianę stron internetowych. W pierwszym etapie tej transformacji Nordyjczycy przenieśli się na nowe forum, bardziej funkcjonalne i dające więcej możliwość, a przede wszystkim umożliwiające znaczną ingerencję zarówno w sferę techniczną, jak i wizualną.

Okazuje się, że Nordyjczycy w zdecydowanej większości przyjęli pomysł z entuzjazmem zarzucając staremu forum niepraktyczność i niski poziom estetyczny. Co ciekawe, jakkolwiek można to tłumaczyć ogólnoświatowym kryzysem demograficznym, to jednak trzeba przyznać, że dotychczasowe forum wydaje się być najmniej przyciągającym nowych imigrantów i wypada blado na tle rozwoju demograficznego Nordii w okresie funkcjonowania dwóch poprzednich for. Jakkolwiek ogromny wpływ musi mieć tutaj wspomniany kryzys, to trzeba przyznać, że wzrost estetyki stron internetowych Królestwa Nordii może wpłynąć pozytywnie na jego wizerunek poza mikroświatem.

Biorąc pod uwagę, że plan zakłada kompleksową reformę struktur informatycznych efekt końcowy może mieć kolosalne znaczenie dla przyszłości kraju. Stworzenie nowej strony oraz forum, których wygląd będzie możliwie najmniej urządzony według gotowych szablonów, a możliwie najbardziej według nordyjskich wzorców może stać się drogą do odrodzenia państwa. Czy tak się rzeczywiście stanie? Czas pokaże, miejmy nadzieję, że przewidywania okażą się trafne.

Read Full Post »

Idea nordyjskiego parlamentaryzmu

My, Einar Bjørn, (…) chcąc (…) umożliwić Nordyjczykom wspieranie swego Monarchy w dalszych rządach (…) nadajemy niniejsze prawo, jako podstawę wszelkich rządów w Królestwie Nordii.

Akt o Królestwie

Storting, nordyjski parlament, to instytucja tak stara jak Nordia. Swą działalność rozpoczął 4. stycznia 2010 roku, czyli zaledwie dwa tygodnie po powstaniu państwa. W swej historii dał się poznać zarówno jako miejsce zażartych debat i sporów politycznych, jak też wspólnego działania dla dobra kraju. Przeżywał swoje wzloty i upadki, by ostatecznie, po roku ustrojowego niebytu, narodzić się na nowo, również w nowej formie. Choć dla wielu być może nie jest to ten sam parlament, co ten dawny Storting doby monarchii konstytucyjnej, to przy głębszym wejrzeniu łatwo można dostrzec elementy charakterystyczne dla nordyjskiej tradycji parlamentarnej.

W swoim pierwotnym założeniu Storting miał być organem ustawodawczym, który sprawuje swoją władzę w sposób kadencyjny. Praktyka zweryfikowała jednak teorię – postawione przez nordyjską konstytucję wymagania [1] okazały się zbyt trudne do spełnienia i wybory parlamentarne nie odbyły się przez cały ten okres, aż do 14. lipca, kiedy to Nordia demokratyczna ostatecznie zakończyła swój żywot. Z powodu tych wymagań trwał tymczasowy parlament, w którego skład wchodzili wszyscy obywatele, włączając w to monarchę. Ostatecznie forma czasowa stała się formą permanentną, usankcjonowaną prawnie, a nikt już nie pamiętał o tym, że miały być wybory.

Z tego okresu do dzisiaj przetrwały dwie tradycyjne cechy nordyjskiego parlamentu, które choć w zmienionym kształcie zachowały się, by przetrwać okres władzy autokratycznej i odrodzić w nowej Nordii. Wydaje się wręcz, że stały się one czymś w rodzaju kręgosłupa Stortingu, choć może niekoniecznie o tym myślano podczas tworzenia Aktu o Królestwie.

Pierwszym z tych elementów jest bezpośredni udział króla w obradach i prawodawstwie parlamentu. Król obradował razem z całym Stortingiem, głosował nad ustawami, a także przewodził posiedzeniom. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w prawach fundamentalnych, w których król jest stałym członkiem Stortingu z prawem głosu. Co więcej, posiada również niespotykane wcześniej prawo do oddania drugiego głosu w celu rozstrzygnięcia głosowania, jeśli kończy się ono remisem. Nordyjskie prawo daje również monarsze kompetencje do przewodniczenia obradom, choć możliwa jest zmiana tego stanu rzeczy w regulaminie Stortingu.

Nordyjski parlament charakteryzował się również swoją ludowością. W jego skład wchodzili wszyscy obywatele (chyba, że sąd im taką możliwość odebrał). Obecnie członkowie (poza monarchą) pochodzą z wyborów i pełnią rolę przedstawicieli, jednak pierwotna idea wcale nie została zatracona. Istotne było to, że udział w ustawodawstwie był dobrowolny, obywatel niezainteresowany nie musiał brać udziału w pracach Stortingu. Z czasem oczywiście skutkowało to wykreśleniem z listy uprawnionych, choć zawsze można było ubiegać się o przywrócenie. Dziś sprawa wygląda podobnie. Prawo wyboru delegata przez prowincję określone jest w Akcie o Królestwie jako przywilej.[2] Łącząc to z cytowaną na wstępie preambułą Aktu oznacza to, że obywatele Nordyjscy mogą wybrać przedstawicieli, by ci wspierali króla w jego rządach. Idealnie ilustruje to przykład ostatnich wyborów, których wynik mógł budzić zdziwienie, szczególnie wśród obcokrajowców, jednak jest on odzwierciedleniem właśnie tej zasady. Otóż I kadencja Stortingu trwać będzie w składzie 2-osobowym, to jest: król i delegat Nordlandu. Svædland nie zgłosił żadnej kandydatury, toteż nie wybrał żadnego delegata. Stan ten utrzyma się do końca kadencji, ponieważ nie ma obowiązku wyłonienia przedstawiciela, zależy to tylko i wyłącznie od chęci mieszkańców danego regionu.

To, co opisałem wyżej sprawia, że dzięki takiej formie działania nordyjski ustrój ma wielkie szanse na przetrwanie wszelkich zawirowań. Choćby kraj się całkiem wyludnił lub też zupełnie zabrakło zainteresowania polityką (o co w Nordii znowu nigdy nie było specjalnie trudno, od niepamiętnych czasów polityka nie była tu głównym celem życia) władza może trwać niewrażliwa na kryzysy. Nawet zupełny brak delegatów nie przeszkodzi w sprawowaniu rządów, bo rządzić może również król samodzielnie. Udzielenie wsparcia monarsze jest zależne tylko i wyłącznie od woli Nordyjczyków.

____________

[1] Chodzi tu o wymóg 5-osobowego składu, którego nigdy nie udało się złagodzić.

[2] Akt o Królestwie, art. 38. ust. 1.

Read Full Post »

Sądownictwo korespondencyjne

Decyduję się na napisanie tego artykułu nie tyle z chęci zemsty (która z pewnością byłaby uzasadniona), ale poinformowania opinii publicznej o tym, jak wygląda sprawiedliwość w Skarlandzie, mając nadzieję, że mieszkańcy mikroświata będą mogli dzięki temu sami ocenić, czy to Skarland faktycznie jest tym poszkodowanym, biednym państwem, na które nieudolnie próbuje się kreować.

Otóż, być może drodzy Czytelnicy zapoznali się z treścią jednego z artykułów w skarlandzkiej prasie brukowej, jeśli nie odsyłam do tegoż tekstu (spod której zresztą w ramach powszechnej w Skarlandzie wolności słowa, przysługującej wszystkim przedstawicielom dynastii de Catalan, usunięto komentarze mój i JKMości Meisande z Samundy) – http://elreino.wordpress.com/2012/05/26/benzyna-zapalki-ambasada-polondzka/.

W tymże artykule autor, Norbert de Catalan, raczył nazwać mnie „kretynem.” W pewnych kręgach uznawane jest to za obraźliwe (w jakich kręgach obraca się autor wspomnianego artykułu trudno mi stwierdzić), dlatego też, mając dość ciągłej kampanii medialnej przeciw Nordii postanowiłem udać się do skarlandzkiego sądu w celu dochodzenia sprawiedliwości. Ku mojemu zdziwieniu drzwi sądu były dla mnie zamknięte. Polecono mi złożyć wniosek do prokuratury, również zamkniętej, co uczyniłem za pośrednictwem pani Marii Velazques.

Wtedy „do akcji” wkroczył pan de Catalan, który pod wnioskiem przedstawił się jako Prokurator Generalny i Sędzia jednocześnie (sic!), stwierdzając, że nie on będzie sądził w ewentualnym procesie (choć nie przeszkodziło mu to w prowadzeniu śledztwa). Jednocześnie raczył odpowiedzieć na moje zarzuty swoimi własnymi (mimo, że sam później stwierdził, iż nie podlegam skarlandzkiemu prawu).

Kolejny wypowiedział się eks-król Francji Octavien de Catalan, który, z sobie tylko wiadomych przyczyn zaczął tłumaczyć prokuraturze dlaczego wniosek należy odrzucić. Na pytanie, dlaczego wypowiada się osoba niezwiązana ze sprawą odpowiedział Norbert de Catalan słowami, że w tej sprawie więc każdy może się wypowiedzieć(sic! x2).

Później prokurator oświadczył, że wniosek odrzuca z powodów formalnych, ponieważ kodeks karny na który się powoływałem już nie obowiązuje, teraz Skarland ma nowy kodeks. To dziwne, bo innego kodeksu nie zauważyłem (znając Skarland zapewne nie ma na nim podpisu królewskiego, żeby w razie konieczności można było powiedzieć, że kodeks jednak nie obowiązuje), w dodatku ten, na który się powołałem, znajdował się w oficjalnym dzienniku praw i nie posiadał żadnej adnotacji o tym, by był uchylony choćby w części.

Na protest p. Marii Velazques prokurator wydał nowe postanowienie, w którym po raz drugi odrzucił wniosek, tym razem decydując się na ukazanie iż zarzuty są bezzasadne. I tak:

1) zarzut o działanie przeciw pokojowi uznał za bezzasadny, ponieważ agresywna działalność bojówkarska, jak i kampania antynordyjska w mediach, to tylko wyrażanie swoich poglądów – w sumie, zarzut był nieco naciągany, więc tu mogę przyznać rację

2) zarzut o usiłowanie popełnienia przestępstw przeciw mieniu i dokumentom wartościowym oddalono ze względu na to, iż do przestępstwa nie doszło – słowo usiłowanie to widać dla prokuratury czysta abstrakcja

3) zarzut zniesławienia oddalono również, ponieważ nie podlegam prawu skarlandzkiemu – mimo, że potencjalne przestępstwo popełnił pan Norbert de Catalan, nie ja.

Wobec takiej komedii zdecydowałem się zaniechać dalszych działań na drodze prawnej, mam natomiast nadzieję, że po części dzięki temu artykułowi sprawiedliwości stanie się zadość, ponieważ opinia publiczna zobaczy jak Skarland prowadzi procesy przeciw wrogom narodu, jako że jest to najwyraźniej jedyny sposób dochodzenia sprawiedliwości jaki mogę wykorzystać. Pozostaje mi tylko życzyć, by nikt z szanownych Czytelników nigdy nie musiał stawać przed skarlandzim sądem.

Read Full Post »

Kongres w oparach absurdu

Od kilku dni w Rzeczpospolitej Obojga Narodów trwa Kongres Vårlandu. Do Warszawy zjechały głowy państw i dyplomaci ze wszystkich krajów kontynentu, by obradować nad problemami, jakie dotyczą przyszłości regionu. Między innymi miały być rozwiązane takie kwestie jak konflikt wokół sprawy Agurii i wypracowanie nowej formuły działania w sprawie umieszczania nowych państw na obszarze kontynentu.

Póki co udało się poruszyć wiele kwestii, nie koniecznie związanych z istotą problemów, natomiast sam Kongres wydaje się przybierać formę klubu dyskusyjnego. Nie ustalono ani jednego konkretnego „punktu zaczepienia”, wokół którego można by budować rozwiązanie którejkolwiek z kwestii i do tego najwyraźniej jeszcze daleko. Zamiast tego Kongres powoli staje się przedsięwzięciem coraz mniej poważnym…

Najpierw okazało się, że, zgodnie z danymi podanymi w El Reino[1], Aguria odmówiła udziału ze względu na wrogie nastawienie państw Vårlandu do Królestwa. Sam Król Agurii stwierdził, że jego obecność na Kongresie jest bezzasadna, bo starania o dołączenie do Wspólnoty Waarlandzkiej nie znajdują obecnie poparcia u żadnego z państw kontynentu.[2] Warto w tym miejscu zauważyć, że sprawa Agurii była bodźcem do zwołania Kongresu i jednym z głównych problemów.

Jednak w tej samej wypowiedzi król zapowiedział wysłanie swojego delegata, którym mianował obywatela RON, który porzuciwszy swoje urzędy w Rzeczpospolitej wymknął się z kraju, po czym wrócił oznajmiając, że jest delegatem Agurii. Nie dziwi więc reakcja monarchy RON, który zawiesił w prawach rzeczonego obywatela, na co ten się śmiertelnie obraził i zrzekł obywatelstwa.

Następnie JKW Norbert de Catalan raczył stwierdzić, że Nordia i Wielka Polondia zapewne zbyt łatwo dostały się na kontynent, skoro teraz ośmielają się (ot, barbarzyńcy, jak oni mogą!) krytykować zachowanie Agurii, nie wspominając już o zbrodni nie udzielenia poparcia staraniom tegoż państwa o ulokowanie na kontynencie. Wątek w podobnym tonie kontynuował JE Henryk Horoch, wspomniany delegat Agurii, stwierdzając, że Obecna polityka państw Vaarlandu skutecznie odstrasza wszystkie nowe nacje. Aguria jest tego dobitnym przykładem. (…) Aż dziw, że tak długo zabiegali o dołączenie do wspólnoty, inni znacznie szybciej sobie odpuszczali. Niestety, Ekscelencja Horoch nie wyjaśnił kim są te wszystkie nacje ani inni, szczególnie, że do tej pory raczej problemów ze znalezieniem swojego miejsca na kontynencie nie było.

Później dopuścił się słownego ataku na Nordię, stwierdzając, że czyhamy na niepodległość Agurii (jakbyśmy nie mieli niczego lepszego do roboty…), tak samo jak zrobiliśmy z Czarnym Krajem (co ma piernik do wiatraka niestety nie udało nam się ustalić – może komuś się wydawało, że Czarny Kraj starał się o miejsce na mapie, a tu z otchłani wynurzył się demon, Nordią zwany, i mikronację pożarł?).

Dalej, Ekscelencja próbował wmówić, że nowe położenia Agurii jest odległe od Vårlandu o ok. 600km, mimo że według wszelkich wyliczeń wychodzi mniej więcej połowa tego dystansu, a i tak dobry obyczaj (przynajmniej tak długo jak mapa O’Rhady była wydawana) wymagał zapytania najbliższych sąsiadów o zgodę.

Z kolei JKW de Catalan zaczął przekonywać (co czynił już od dawna, choćby w Nordii), że uchwalona niegdyś Konwencja Vårlandzka w Skarlandzie nie obowiązuje, ponieważ Skarland ją wypowiedział. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że żadne z państw-sygnatariuszy nie zostało o tym nigdy poinformowane (a przynajmniej nikt nie zdawał sobie z tego sprawy), co więcej, rzeczona Konwencja zwyczajnie… nie przewiduje możliwości jej wypowiedzenia. Kiedy jednak delegaci zwrócili na to uwagę okazało się, że to nie jest żaden problem dla Skarlandu. Dziwnym zbiegiem okoliczności nagle odkryto, że Skarland nigdy nie ratyfikował Konwencji, bo nie ma na niej podpisu królewskiego. Zdumiewające, jak drobne niedociągnięcia potrafią wyciągnąć z opresji, prawda?

Miejmy nadzieję, że z czasem Kongres doprowadzi do jakichś sensownych ustaleń, a atmosfera absurdu ustąpi miejsca powadze należnej spotkaniu przywódców państw.

[1] I Kongres Vaarlandu [w:] http://elreino.wordpress.com/2012/05/14/i-kongres-vaarlandu/.

[2] Zaproszenie na I Kongres Vaarlandu [w:] http://www.aguria.pun.pl/viewtopic.php?id=519, zachowano oryginalną pisownię.

Read Full Post »

Wygląda na to, że moja ostatnia uwaga na temat większego zaangażowania Nordyjczyków w naszej gazecie padła na podatny grunt. Z jednym artykułem możecie, drodzy Czytelnicy, zapoznać się poniżej, natomiast swój drugi tekst do NfN zapowiedział Johannes Konigsegg. Dziś nadal pozostajemy przy temacie Agurii, mając okazję zapoznać się z punktem widzenia osoby niezaangażowanej w spór o mapę. Zapraszamy do lektury artykułu Olafa Ingvarsona Äktenskapa.

Aguria – analiza faktów i prawa

Królestwo Agurii to nowe państwo w mikroświecie. Chociaż istnieje dopiero, a może i już, pół roku to jest o nim ostatnio głośno, za sprawą ich aspiracji do objęcia w posiadanie terenów na Vaarlandzie. Ten artykuł jest próbą usystematyzowania pewnych faktów. Z natury rzeczy nie jest obiektywny i stanowi osobiste przemyślenia jego autora.

Przypomnijmy, że zgodnie z Konwencją Vaarlandzką, podpisaną przez wszystkie państwa znajdujące się na tym kontynencie, czyli Francję, Nordię, Polondię, Rzeczypospolitą Obojga Narodów oraz Skarland, aby móc zająć teren na Vaarlandzie konieczna jest zgoda większości z państw, które już się na nim znajdują – explicite zgodę w tym wypadku muszą wyrazić trzy państwa.

Po początkowych, dość energicznych działaniach agurskiej dyplomacji, zgodę na objęcie ziem na południowy – wschód od Rzeczypospolitej Obojga Narodów wyraziła Warszawa. Nordia z różnych przyczyn, które zostały już omówione w innym artykule, nie udzieliła Agurii odpowiedzi, podobnie jak uczyniła Francja i Skarland. Wielka Polondia z kolei wyraziła się w sposób jednoznacznie negatywny dla agurskich starań.

Prowadzi nas to do niespełnionych nadziei i oczekiwań Agurian. Nie jest to jednak tematem tego artykułu, w związku z czym w odczuciu autora wystarczy jedynie zasygnalizować ten problem. Niemniej Aguria nie zrezygnowała z uzyskania ziem, próbując je zdobyć dość mało zgrabną woltą.

Otóż, jak miałem okazję dowiedzieć się z lektury tamtejszego forum, Aguria postanowiła utworzyć własną wyspę, która oczywiście znajdować ma się poza kontynentem Vaarlandzkim. Dla celów dalszego wywodu postanowiłem jednak zmierzyć odległość, jaka dzieli rzekomą wyspę od najdalej wysuniętego w jej kierunku fragmentu kontynentu.

Korzystając z wiedzy, jaką rozciągłość równoleżnikową ma Francja, i przyjmując, że ta odległość stanowi jej 1/3 co jest dla Agurian nad wyraz korzystnym uproszczeniem, gdyż w rzeczywistości lokuje się ona między 1/3 a 1/4, dojdziemy do wniosku, że wynosi ona co najwyżej 370 km, a zatem dystans, jaki realnie dzieli Kraków od Warszawy.

Przyjmując także sugerowaną przez Agurian interpretację, jakoby ich wyspa wyłoniła się z morskich odmętów niczym Afrodyta musimy zdać sobie sprawę z dwóch faktów. Po pierwsze, o ile mikroświat nie jest czymś w rodzaju szklanki z wodą, do której ktoś wrzucił kawałki korka, to ziemie istnieją także pod wodą. Jedyną różnicą pomiędzy nimi, a tymi które się przebijają przez taflę wody jest ich wysokość.

Po drugie, skoro odległość nie wynosi więcej jak 400 km, a naprzeciwko nie ma żadnego innego kontynentu, to logicznym jest, że wyspa ta znajduje się na szelfie kontynentalnym Vaarlandu, przez co jest jego częścią. Explicite, również te tereny są związane konwencją Vaarlandzką. Nawet oświadczenie rządu agurskiego zdaje się potwierdzać moją tezę słowami: „Wyspa Manta [..] geograficznie leży w jego [Vaarlandu] obszarze.”

Jasno zatem wynika, zarówno z oświadczeń składanych przez rząd agurski jak i z faktów, że w istocie zajęcie tej wyspy jest prawnie co najmniej wątpliwe. Nadto, wszystkie strony konwencji mają prawo uznać ten cudowny akt stworzenia za bezskuteczny względem nich samych. Zwłaszcza, że w obecnej sytuacji uznanie terenów Agurii jest jeszcze bardziej wątpliwe, niż dotychczas.

Należy także zwrócić uwagę na żywą dyskusję, jaką działania innych państw wywołały na forum Agurii. Napawa mnie smutkiem i źle wróży mikroświatowi roszczeniowa postawa, jaką prezentują mieszkańcy tego kraju. Osobiście życzę im jak najlepiej, niemniej pozostaję realistą. Mieliśmy okazję być świadkami, jak władze Agurii obrażają się na wszystkich, czyje interesy nie są zbieżne z ich, naprędce napisane na kolanie ekspertyzy prawne, które więcej mają w istocie wspólnego z prowadzeniem polityki, niż z bezstronną analizą prawa. Aż chce się zakrzyknąć: „O tempora…”

Olaf Ingvarson Äktenskap

Read Full Post »

Prezentujemy wam, drodzy Czytelnicy, kolejny dział naszego pisma i jego pierwszą odsłonę. Mamy nadzieję, że dział ten w przyszłości się rozwinie, a być może zechcą na jego łamach pisać również inni obywatele nordyjscy, prezentując światu swoje opinie.

 

Stara szkoła w odwrocie?

 

W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że przyjdzie mi wypowiadać się w tonie, który zwykle rezerwuje się dla austro-węgierskiego monarchy, świadomie czy też nie pretendującego w moich oczach do miana pierwszego konserwatysty mikroświata, szczególnie jeśli chodzi o kwestie życia dworskiego czy etykiety. Jednak widocznie to królowanie ma na mnie spory wpływ, bo dziś mnie przypada stanąć w obronie mikronacyjnego Starego Ładu, co też z chęcią czynię.

 

Pamiętam nerwowe oczekiwania na reakcję mikroświata tuż po prezentacji Nordii na Forum Mikronacji i wielką radość, kiedy ku mojemu zaskoczeniu zostaliśmy przyjęci nadzwyczaj ciepło i serdecznie. Bynajmniej nie oznaczało to dla nas i naszej ojczyzny wejścia do jakiejś wspólnoty równych wśród równych. Był to początek drogi do uznania na arenie międzynarodowej, ugruntowania swojej pozycji, uznania za integralną część polskiego mikroświata.

 

Piszę o tym w kontekście ostatnich wydarzeń, jakie spowodowały niemałą burzę na Vårlandzie, którą ja na pewnej płaszczyźnie postrzegam jako starcie starego i nowego porządku. Mam tu oczywiście na myśli sprawę Królestwa Agurii i kontrowersji, jakie wywołał król-senior Skarlandu, JKW Norbert I, publikując prywatną mapę kontynentu, na której wyspa agurska (Manta) została zaliczona do naszego lądu. Uznanie tej mapy za oddającą stan rzeczywisty stanowiłoby, w oczach nie tylko nordyjskich, naruszenie przepisów Konwencji Vårlandzkiej regulujących kwestię zajmowania ziem niczyich.

 

Podniesiono przy tym argument, że nie można tego traktować jako złamanie rzeczonego przepisu, gdyż Aguria została ulokowana nie na już istniejącej ziemi, ale na nowo stworzonej, więc nie można tego uznać za ziemię niczyją. Strona nordyjska odpierając to stanowisko stwierdziła, że zgodnie z jakąkolwiek logiką nie da się zająć czegoś, czego nie ma. Oznacza to, że aby ulokować Agurię należało najpierw stworzyć wyspę, na której zostanie ona umieszczona. W takim razie Manta stała się ziemią niczyją (choćby i na moment) przed jej aneksją przez Królestwo Agurii.

 

Dużo wcześniej Aguria przysłała do Nordii poselstwo ubiegając się o traktat uznaniowy. Nordia uznała za stosowne, zgodnie z prawem przysługującym suwerennemu państwu, wstrzymać się od zawarcia takiej umowy międzynarodowej. Niestety skutkiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności dodatkowe wyjaśnienia i związane z tym oficjalne oświadczenie władz nordyjskich nie ukazało się, co Aguria potraktowała jako oznakę lekceważenia. Musimy tutaj poddać się samokrytyce i przyznać, że faktycznie zawiniliśmy choć niekoniecznie celowo. Uważam jednak, że sporo racji miał nasz Prokurator Generalny, Olaf Ingvarson Äktenskap zwracając uwagę, że zamiast strzelać focha, lepszym wyjściem było delikatnie o sobie przypomnieć, co niewątpliwie zostałoby przez władze nordyjskie odnotowane i natychmiast moglibyśmy zareagować.

 

Myślę, że problem nakreśliłem w sposób wystarczający dla celów tego artykułu i mogę przejść do sedna sprawy, wyjaśniając co takiego mnie w tym wszystkim martwi. Otóż, jest to coraz powszechniejsze wśród nowo powstających mikronacji, a obserwowane od dość dawna, podejście do dyplomacji, które nosi miejscami znamiona roszczeniowego. Podejście, które zakłada, że zwracając się w jakiejś sprawie do innej mikronacji powinno się uzyskać odpowiedź pozytywną, w przeciwnym razie wywołuje to falę złości i krytyki pod adresem tejże mikronacji, czy też (jak ma to miejsce w przypadku Nordii obecnie), że dana mikronacja kiedyś dokonała czegoś inaczej, łatwiej czy w jakiś inny sposób, który zdaniem oskarżających miałby wymuszać analogiczne zachowanie w stosunku do ich kraju.

 

Pozwolę sobie znowu przywołać przykład naszego państwa z początkowego okresu. Faktem jest, że trudno stwierdzić jakieś większe trudności w kontaktach dyplomatycznych czy też przy zajmowaniu miejsca na mapie, niemniej Nordia prowadziła dość rozważną, umiarkowaną politykę zagraniczną, starając się trzymać niepisanych reguł mikronacyjnej dyplomacji. Myślę, że w tym stosunkowa łatwość w osiąganiu naszych celów.

 

Nie twierdzę w żadnym razie, że Aguria postępuje inaczej, mam tu na myśli raczej reakcje na niepowodzenia i, jak mi się wydaje, brak zrozumienia pewnych faktów. Jak już wcześniej wspomniałem, Nordia ma pełne prawo by odmówić uznania danego państwa czy też jego lokacji na mapie i jest rzeczą niezrozumiałą złość obywateli Agurii (w tym osób na stanowiskach państwowych) i ich komentarze pod naszym adresem.

 

Skupiając się przede wszystkim na głównym problemie – sprawie mapy (bo fakt, iż nie zdecydowaliśmy się na traktat nie stanowił żadnego większego kłopotu) – należy zauważyć, że Nordia podjęła jedyną słuszną decyzję, jaką podjąć mogła. Stanęła w obronie ładu, którego sama zobowiązała się przestrzegać i chronić. W naszych oczach fakt, że próbowano umieścić na mapie Królestwo Agurii przy zgodzie dwóch państw (co stanowi co najwyżej połowę, a nie wymaganą większość) stanowiłby próbę złamania postanowień Konwencji lub przynajmniej próbę jej obejścia.

 

Nie powinna więc dziwić nasza deklaracja, że uznać takiej mapy nie możemy i będziemy postrzegać jako złamanie postanowień Konwencji uznanie tej mapy przez jakiegokolwiek sygnatariusza rzeczonej umowy (oświadczenie o takiej treści zamieściłem na forum skarlandzkim: http://foro.skarland.vot.pl/viewtopic.php?f=114&t=191&start=10). W tym wypadku nie kierowało nami nic innego jak poszanowanie międzynarodowego prawa.

 

Sprzeciw zarówno nasz jak i Wielkiej Polondii wywołał wielkie oburzenie w Agurii, w tym niczym nieuzasadnione złośliwości, jakoby porażająca aktywność (nie zauważyłem, byśmy jakoś specjalnie zostawali w tyle, choć nie znam kryterium jakim się kierowano w tej ocenie) tego państwa miała wzbudzać naszą niechęć do sąsiedztwa. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jakie to ma znaczenie w przypadku lokowania na mapie.

 

Te wszystkie wyżej przedstawione fakty dowodzą, w mojej opinii, że stara szkoła jest w kompletnym odwrocie. Dawno odeszły już czasy, gdy nowe mikronacje starały się zrobić jak najlepsze wrażenie na tych starszych aby w przyszłości nawiązać stosunki dyplomatyczne. Czasy gdy mikronacja musiała mieć stronę i forum utrzymane na pewnym poziomie, gdy niewielkie nawet odchylenie od przyjętej ortodoksji mogło stać się powodem do otrzymania łatki yoyonacji i trzeba było włożyć nieco wysiłku by złe wrażenie zatrzeć.

 

Jestem przekonany, że jest to zmiana na gorsze. Te swego rodzaju zamknięcie grona mikronacji wymuszało pewną samodyscyplinę, nie tylko po to by otworzyć drzwi do tego świata, ale też po to, by z niego nie wypaść.

Read Full Post »