Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘wielka polondia’

Kongres w oparach absurdu

Od kilku dni w Rzeczpospolitej Obojga Narodów trwa Kongres Vårlandu. Do Warszawy zjechały głowy państw i dyplomaci ze wszystkich krajów kontynentu, by obradować nad problemami, jakie dotyczą przyszłości regionu. Między innymi miały być rozwiązane takie kwestie jak konflikt wokół sprawy Agurii i wypracowanie nowej formuły działania w sprawie umieszczania nowych państw na obszarze kontynentu.

Póki co udało się poruszyć wiele kwestii, nie koniecznie związanych z istotą problemów, natomiast sam Kongres wydaje się przybierać formę klubu dyskusyjnego. Nie ustalono ani jednego konkretnego „punktu zaczepienia”, wokół którego można by budować rozwiązanie którejkolwiek z kwestii i do tego najwyraźniej jeszcze daleko. Zamiast tego Kongres powoli staje się przedsięwzięciem coraz mniej poważnym…

Najpierw okazało się, że, zgodnie z danymi podanymi w El Reino[1], Aguria odmówiła udziału ze względu na wrogie nastawienie państw Vårlandu do Królestwa. Sam Król Agurii stwierdził, że jego obecność na Kongresie jest bezzasadna, bo starania o dołączenie do Wspólnoty Waarlandzkiej nie znajdują obecnie poparcia u żadnego z państw kontynentu.[2] Warto w tym miejscu zauważyć, że sprawa Agurii była bodźcem do zwołania Kongresu i jednym z głównych problemów.

Jednak w tej samej wypowiedzi król zapowiedział wysłanie swojego delegata, którym mianował obywatela RON, który porzuciwszy swoje urzędy w Rzeczpospolitej wymknął się z kraju, po czym wrócił oznajmiając, że jest delegatem Agurii. Nie dziwi więc reakcja monarchy RON, który zawiesił w prawach rzeczonego obywatela, na co ten się śmiertelnie obraził i zrzekł obywatelstwa.

Następnie JKW Norbert de Catalan raczył stwierdzić, że Nordia i Wielka Polondia zapewne zbyt łatwo dostały się na kontynent, skoro teraz ośmielają się (ot, barbarzyńcy, jak oni mogą!) krytykować zachowanie Agurii, nie wspominając już o zbrodni nie udzielenia poparcia staraniom tegoż państwa o ulokowanie na kontynencie. Wątek w podobnym tonie kontynuował JE Henryk Horoch, wspomniany delegat Agurii, stwierdzając, że Obecna polityka państw Vaarlandu skutecznie odstrasza wszystkie nowe nacje. Aguria jest tego dobitnym przykładem. (…) Aż dziw, że tak długo zabiegali o dołączenie do wspólnoty, inni znacznie szybciej sobie odpuszczali. Niestety, Ekscelencja Horoch nie wyjaśnił kim są te wszystkie nacje ani inni, szczególnie, że do tej pory raczej problemów ze znalezieniem swojego miejsca na kontynencie nie było.

Później dopuścił się słownego ataku na Nordię, stwierdzając, że czyhamy na niepodległość Agurii (jakbyśmy nie mieli niczego lepszego do roboty…), tak samo jak zrobiliśmy z Czarnym Krajem (co ma piernik do wiatraka niestety nie udało nam się ustalić – może komuś się wydawało, że Czarny Kraj starał się o miejsce na mapie, a tu z otchłani wynurzył się demon, Nordią zwany, i mikronację pożarł?).

Dalej, Ekscelencja próbował wmówić, że nowe położenia Agurii jest odległe od Vårlandu o ok. 600km, mimo że według wszelkich wyliczeń wychodzi mniej więcej połowa tego dystansu, a i tak dobry obyczaj (przynajmniej tak długo jak mapa O’Rhady była wydawana) wymagał zapytania najbliższych sąsiadów o zgodę.

Z kolei JKW de Catalan zaczął przekonywać (co czynił już od dawna, choćby w Nordii), że uchwalona niegdyś Konwencja Vårlandzka w Skarlandzie nie obowiązuje, ponieważ Skarland ją wypowiedział. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że żadne z państw-sygnatariuszy nie zostało o tym nigdy poinformowane (a przynajmniej nikt nie zdawał sobie z tego sprawy), co więcej, rzeczona Konwencja zwyczajnie… nie przewiduje możliwości jej wypowiedzenia. Kiedy jednak delegaci zwrócili na to uwagę okazało się, że to nie jest żaden problem dla Skarlandu. Dziwnym zbiegiem okoliczności nagle odkryto, że Skarland nigdy nie ratyfikował Konwencji, bo nie ma na niej podpisu królewskiego. Zdumiewające, jak drobne niedociągnięcia potrafią wyciągnąć z opresji, prawda?

Miejmy nadzieję, że z czasem Kongres doprowadzi do jakichś sensownych ustaleń, a atmosfera absurdu ustąpi miejsca powadze należnej spotkaniu przywódców państw.

[1] I Kongres Vaarlandu [w:] http://elreino.wordpress.com/2012/05/14/i-kongres-vaarlandu/.

[2] Zaproszenie na I Kongres Vaarlandu [w:] http://www.aguria.pun.pl/viewtopic.php?id=519, zachowano oryginalną pisownię.

Read Full Post »

Prezentujemy wam, drodzy Czytelnicy, kolejny dział naszego pisma i jego pierwszą odsłonę. Mamy nadzieję, że dział ten w przyszłości się rozwinie, a być może zechcą na jego łamach pisać również inni obywatele nordyjscy, prezentując światu swoje opinie.

 

Stara szkoła w odwrocie?

 

W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że przyjdzie mi wypowiadać się w tonie, który zwykle rezerwuje się dla austro-węgierskiego monarchy, świadomie czy też nie pretendującego w moich oczach do miana pierwszego konserwatysty mikroświata, szczególnie jeśli chodzi o kwestie życia dworskiego czy etykiety. Jednak widocznie to królowanie ma na mnie spory wpływ, bo dziś mnie przypada stanąć w obronie mikronacyjnego Starego Ładu, co też z chęcią czynię.

 

Pamiętam nerwowe oczekiwania na reakcję mikroświata tuż po prezentacji Nordii na Forum Mikronacji i wielką radość, kiedy ku mojemu zaskoczeniu zostaliśmy przyjęci nadzwyczaj ciepło i serdecznie. Bynajmniej nie oznaczało to dla nas i naszej ojczyzny wejścia do jakiejś wspólnoty równych wśród równych. Był to początek drogi do uznania na arenie międzynarodowej, ugruntowania swojej pozycji, uznania za integralną część polskiego mikroświata.

 

Piszę o tym w kontekście ostatnich wydarzeń, jakie spowodowały niemałą burzę na Vårlandzie, którą ja na pewnej płaszczyźnie postrzegam jako starcie starego i nowego porządku. Mam tu oczywiście na myśli sprawę Królestwa Agurii i kontrowersji, jakie wywołał król-senior Skarlandu, JKW Norbert I, publikując prywatną mapę kontynentu, na której wyspa agurska (Manta) została zaliczona do naszego lądu. Uznanie tej mapy za oddającą stan rzeczywisty stanowiłoby, w oczach nie tylko nordyjskich, naruszenie przepisów Konwencji Vårlandzkiej regulujących kwestię zajmowania ziem niczyich.

 

Podniesiono przy tym argument, że nie można tego traktować jako złamanie rzeczonego przepisu, gdyż Aguria została ulokowana nie na już istniejącej ziemi, ale na nowo stworzonej, więc nie można tego uznać za ziemię niczyją. Strona nordyjska odpierając to stanowisko stwierdziła, że zgodnie z jakąkolwiek logiką nie da się zająć czegoś, czego nie ma. Oznacza to, że aby ulokować Agurię należało najpierw stworzyć wyspę, na której zostanie ona umieszczona. W takim razie Manta stała się ziemią niczyją (choćby i na moment) przed jej aneksją przez Królestwo Agurii.

 

Dużo wcześniej Aguria przysłała do Nordii poselstwo ubiegając się o traktat uznaniowy. Nordia uznała za stosowne, zgodnie z prawem przysługującym suwerennemu państwu, wstrzymać się od zawarcia takiej umowy międzynarodowej. Niestety skutkiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności dodatkowe wyjaśnienia i związane z tym oficjalne oświadczenie władz nordyjskich nie ukazało się, co Aguria potraktowała jako oznakę lekceważenia. Musimy tutaj poddać się samokrytyce i przyznać, że faktycznie zawiniliśmy choć niekoniecznie celowo. Uważam jednak, że sporo racji miał nasz Prokurator Generalny, Olaf Ingvarson Äktenskap zwracając uwagę, że zamiast strzelać focha, lepszym wyjściem było delikatnie o sobie przypomnieć, co niewątpliwie zostałoby przez władze nordyjskie odnotowane i natychmiast moglibyśmy zareagować.

 

Myślę, że problem nakreśliłem w sposób wystarczający dla celów tego artykułu i mogę przejść do sedna sprawy, wyjaśniając co takiego mnie w tym wszystkim martwi. Otóż, jest to coraz powszechniejsze wśród nowo powstających mikronacji, a obserwowane od dość dawna, podejście do dyplomacji, które nosi miejscami znamiona roszczeniowego. Podejście, które zakłada, że zwracając się w jakiejś sprawie do innej mikronacji powinno się uzyskać odpowiedź pozytywną, w przeciwnym razie wywołuje to falę złości i krytyki pod adresem tejże mikronacji, czy też (jak ma to miejsce w przypadku Nordii obecnie), że dana mikronacja kiedyś dokonała czegoś inaczej, łatwiej czy w jakiś inny sposób, który zdaniem oskarżających miałby wymuszać analogiczne zachowanie w stosunku do ich kraju.

 

Pozwolę sobie znowu przywołać przykład naszego państwa z początkowego okresu. Faktem jest, że trudno stwierdzić jakieś większe trudności w kontaktach dyplomatycznych czy też przy zajmowaniu miejsca na mapie, niemniej Nordia prowadziła dość rozważną, umiarkowaną politykę zagraniczną, starając się trzymać niepisanych reguł mikronacyjnej dyplomacji. Myślę, że w tym stosunkowa łatwość w osiąganiu naszych celów.

 

Nie twierdzę w żadnym razie, że Aguria postępuje inaczej, mam tu na myśli raczej reakcje na niepowodzenia i, jak mi się wydaje, brak zrozumienia pewnych faktów. Jak już wcześniej wspomniałem, Nordia ma pełne prawo by odmówić uznania danego państwa czy też jego lokacji na mapie i jest rzeczą niezrozumiałą złość obywateli Agurii (w tym osób na stanowiskach państwowych) i ich komentarze pod naszym adresem.

 

Skupiając się przede wszystkim na głównym problemie – sprawie mapy (bo fakt, iż nie zdecydowaliśmy się na traktat nie stanowił żadnego większego kłopotu) – należy zauważyć, że Nordia podjęła jedyną słuszną decyzję, jaką podjąć mogła. Stanęła w obronie ładu, którego sama zobowiązała się przestrzegać i chronić. W naszych oczach fakt, że próbowano umieścić na mapie Królestwo Agurii przy zgodzie dwóch państw (co stanowi co najwyżej połowę, a nie wymaganą większość) stanowiłby próbę złamania postanowień Konwencji lub przynajmniej próbę jej obejścia.

 

Nie powinna więc dziwić nasza deklaracja, że uznać takiej mapy nie możemy i będziemy postrzegać jako złamanie postanowień Konwencji uznanie tej mapy przez jakiegokolwiek sygnatariusza rzeczonej umowy (oświadczenie o takiej treści zamieściłem na forum skarlandzkim: http://foro.skarland.vot.pl/viewtopic.php?f=114&t=191&start=10). W tym wypadku nie kierowało nami nic innego jak poszanowanie międzynarodowego prawa.

 

Sprzeciw zarówno nasz jak i Wielkiej Polondii wywołał wielkie oburzenie w Agurii, w tym niczym nieuzasadnione złośliwości, jakoby porażająca aktywność (nie zauważyłem, byśmy jakoś specjalnie zostawali w tyle, choć nie znam kryterium jakim się kierowano w tej ocenie) tego państwa miała wzbudzać naszą niechęć do sąsiedztwa. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jakie to ma znaczenie w przypadku lokowania na mapie.

 

Te wszystkie wyżej przedstawione fakty dowodzą, w mojej opinii, że stara szkoła jest w kompletnym odwrocie. Dawno odeszły już czasy, gdy nowe mikronacje starały się zrobić jak najlepsze wrażenie na tych starszych aby w przyszłości nawiązać stosunki dyplomatyczne. Czasy gdy mikronacja musiała mieć stronę i forum utrzymane na pewnym poziomie, gdy niewielkie nawet odchylenie od przyjętej ortodoksji mogło stać się powodem do otrzymania łatki yoyonacji i trzeba było włożyć nieco wysiłku by złe wrażenie zatrzeć.

 

Jestem przekonany, że jest to zmiana na gorsze. Te swego rodzaju zamknięcie grona mikronacji wymuszało pewną samodyscyplinę, nie tylko po to by otworzyć drzwi do tego świata, ale też po to, by z niego nie wypaść.

Read Full Post »

Witamy w pierwszym wydaniu Åtlandsk Nyheter – Wieści Zagranicznych. W premierowym wydaniu powiemy o spotkaniu przywódców państw kontynentu w Móstoles oraz o samym projekcie Rady Vaarlandu. Zapraszamy!

Na spotkaniu przedstawiciele niemal wszystkich państw kontynentu (przedstawiciel Rzeczpospolitej Obojga Narodów dotarł, zapewne przez warunki pogodowe, dopiero na koniec spotkania) debatowali nad koncepcją utworzenia Rady Vaarlandu – międzynarodowej organizacji, w której skład miałyby wejść wszystkie państwa kontynentu. Strona skarlandzka, jako pomysłodawca projektu z całą pewnością może mówić o niepowodzeniu – rozmowy nie przyniosły oczekiwanego efektu.

Biurokracja szansą na spokój?

Zaprezentowany projekt od początku mógł wzbudzać wątpliwości. Rada Vaarlandu byłaby kolejną organizacją zrzeszającą pod jednym sztandarem cały region, organizacją jakich w historii było już wiele i żadna nie przyniosła większych korzyści. Rada składałaby się z różnych organów, które wymagają urzędników do funkcjonowania. Z kolei urzędnicy wymagają czasu do podjęcia działań. By podjąć działania przedstawiciele poszczególnych państw musieliby skonsultować się ze swoimi przywódcami w kwestii stanowiska zajmowanego przez państwo. Prowadzi to raczej do utrudnienia kontaktów międzypaństwowych w przeciwieństwie do dotychczasowej formy spotkań zwoływanych przez państwo zagrożone – a przecież właśnie po to chcemy się jednoczyć, by sprzeciwiać się obcej agresji. A warto dodać, że RV wg pomysłodawców miałaby służyć do uzgadniania wspólnego stanowiska państw i podejmowania działań – nie zostało sprecyzowane o jakie stanowiska chodzi. Można więc śmiało sądzić, że byłaby to kolejna Unia Nowokontynentalna, która jak wiemy w niczym nie pomogła. Było to nie do zaakceptowania dla przedstawicieli Nordii, która dąży do zacieśnienia współpracy w kwestii obronności, nie wspólnej polityki zagranicznej w szerszym znaczeniu. Jak się okazało, nie tylko Nordia nie widziała potrzeby istnienia Rady…

Głos rozsądku z Francji

Ekscelencja Lavandier reprezentujący Republikę Francuską również wyraził swoją negatywną opinię odnoście powstania Rady. Stwierdził, że wspólne działania i jedność w momencie zagrożenia są niezwykle istotne dla naszego kontynentu (z czym trudno się nie zgodzić, biorąc pod uwagę upór z jakim Samundyjczycy ingerują w nasze regionalne sprawy, rzekomo w celu zapewnienia własnego bezpieczeństwa), jednak w żaden sposób nie pomoże w tym formalizacja tych kontaktów dyplomatycznych. Francja i Nordia zgodziły się, że obecnie funkcjonujący niepisany system obrony przed ingerencją z zewnątrz jest odpowiedni i wystarczająco skuteczny. Wobec sprzeciwu dwóch państw kontynentu stwierdzono, że realizacja projektu nie ma sensu.


Read Full Post »